2013/05/31

Rozdział 6

Ohayo! Niespodzianka! Dzisiaj notka trochę wcześniej. W dodatku dedykowana. Dla czytelniczki która - mam wrażenie że tylko ona to czyta - mnie motywuje. Kimichi (´・ω・`) ten tekst choć nieco smętny dedykuje właśnie Tobie. 

...

W tym samym czasie

Obudziło go pragnienie. Gardło miał zupełnie wysuszone, a w zasięgu wzroku nie było żywej duszy. Nie mógł więc poprosić nikogo o podanie choćby odrobiny wody. Każda próba sięgnięcia po szklankę z przezroczystą cieczą, która stała przecież tak niedaleko kończyła się falą bólu. W końcu dał sobie spokój. Ułożył się w miarę wygodnie i spojrzał przez okno. Widok nie był najciekawszy, ale nie można było się tego spodziewać w centrum miasta. Szare budynki nie działały pozytywnie na jego nastrój. Leżał tak patrząc na świat za szybą. Niewesołe myśli tłukły mu się po głowie. wiedział od dawna , że ojciec od dawna pragnie się go pozbyć,a innej rodziny nie miał. Czyli trafi do domu dziecka. Pewnie James był wniebowzięty kiedy mnie tu oddawał. Z drugiej strony gdyby to ojciec go tu przyniósł to na pewno zadawali by mu pytania i miałby kłopoty. Ciekawe. Przyniósł cz nie przyniósł? Zaczął się nad tym zastanawiać. Myślał na tyle intensywnie,że w niedługim czasie rozbolała go głowa. W końcu doszedł do wniosku, że dowie się wszystkiego później, bo teraz nie ma na to siły. Przymknął oczy i zasnął. Obudził się dużo później, zmęczony tamtymi wspomnieniami. Pragnienie było jeszcze silniejsze, język przepił się do podniebienia. W zasięgu wzroku nadal nie było nikogo. Mogłaby przyjść ta ruda pielęgniarka. Tylko czy ona na prawdę istniała czy tylko mu się śniła. Westchnął i spojrzał tak ja wcześniej w okno. Tym razem widok był troszeczkę inny- słońce wisiało nisko nad dachami sąsiednich budynków, a on mógł tylko obserwować jego wędrówkę. Cisza i samotność. Dużo czasu by pomyśleć i wyciągnąć właściwe wnioski. Bardzo przykre wnioski, które cisnęły do oczu łzy. W końcu w pełni sobie uświadomił swoją sytuacje. Był nikomu niepotrzebnym balastem. Nie miał do kogo, ani gdzie wracać. Do domu dziecka iść nie chciał. Z opowieści szkolnego kolegi wiedział jak takie instytucje funkcjonują w praktyce. Zostało tylko jedno wyjście. Złapał wenflon i szarpnął. Teraz rurka od kroplówki  razem z wenflonem zwisała ze stojaka. Zebrał w sobie wszystkie siły, zagryzł  wargę z bólu  i sięgnął po szklankę z wodą. Ręce tak mu się trzęsły, że niemal wszystko wylał. Potłukł szklankę i z odłamków wybrał najostrzejszy. Przesunął ostrą krawędzią po nadgarstku i z rany wartko popłynęła krew. Znów spojrzał na oddzielony szybą świat. Gdybym tylko teraz mógł być w lesie… Chciał zobaczyć zachód słońca lecz z biegiem czau coraz trudniej było mu utrzymać powieki w górze. W końcu zabrakło mu sił i pozwolił im opaść. Chwilę później słońce skryło się za horyzontem.


...


Szła korytarzem w o wiele lepszym humorze niż kiedy wychodziła od chłopaka. Przestała już gniewać się na Sarę. Spacer i zmiana ubrania dobrze jej zrobiły. Teraz zmierzała do swojego tymczasowego lokum  gdzie będzie mogła spędzać dużo czasu z nastolatkiem. Otworzyła drzwi i w ułamku sekundy jej nastrój zmienił się całkowicie. Stach ścisnął ją za żołądek. Widok był jak z najgorszego koszmaru. Chłopak był blady i nieruchomy. Podeszła do niego jak w transie i sprawdziła puls – słaby ale wyczuwalny. Wcisnęła przycisk i w mniej niż minutę w sali zaroiło się od medycznego personelu. Ktoś ja odciągnął i posadził na wolnym łóżku.  Cały ten tłumek razem z pacjentem oddalił się w pośpiechu. A ona znów czekała zdawało się całą wieczność na jakieś wieści. Potem przywieziono chłopaka. Różnica w wyglądzie była niewielka. Pościel została zmieniona i teraz na stojaku wisiał jeszcze jeden woreczek. Ubytek krwi był na tyle poważny, iż konieczna była transfuzja.

2013/05/23

Rozdział 5

(Nickolas)

Usiadł gwałtownie. W panującej dookoła ciszy dźwięk telefonu stacjonarnego wydawał się zbyt głośny i nieprzyjemny. Powoli dotarło do niego, że to nie jest nic strasznego. Ot przysypiał sobie na kanapie i ktoś ubzdurał sobie, że to jest dobry moment do dzwonienia . Postanowił się zlitować nad tą osobą. Podniósł słuchawkę.
- Rezydencja państwa McCartney. Niestety nie ma ich w domu. Coś przekazać? -usłyszał w aparacie rozbawione prychnięcie
- Mógłbyś przestać się wygłupiać Nicolasie?
- O. Pani Shmit.
- Przez ciebie czuję się staro, dzieciaku.
- A nie jest pani - uśmiechnął się
- Poczekaj już ja się z tobą kiedyś policzę chłystku - w głosie kobiety wyczuwało się wyraźne rozbawienie - No ale to jak już cie dopadnę, a teraz do rzeczy. Możesz spakować Susan. Mamy tu jedną z tych nielicznych i ciężkich sytuacji. Potrzebna jest całodobowa opieka i obserwacja. Susan dodatkowo musi jakoś zdobyć zaufanie...
- Dobrze. Rozumiem. Przyjadę jak najszybciej.
- Nie znajdziesz jej w szpitalu. Przed chwilą poszła po pączki.
- Jeśli trafie na nią po drodze to raczej nie będzie miała pani okazji się ze mną policzyć - w duchu pogratulował sobie tego. Kobieta mruknęła coś niewyraźnie, a potem pożegnała się i rozłączyła. Ta batalia słowna była jego. Takie utarczki prowadzili ze sobą od pewnego czasu.  Ponad pół roku zastanawiał się dlaczego Susan McCartney przyjaźni się z kimś takim. Z pozoru twarda jak kamień kobieta po bliższym poznaniu okazała się być całkiem spoko. Lubił ordynatorkę. Ziewnął i w końcu ruszył z miejsca. Wspiął się po schodach na piętro i stanął przed drzwiami pokoju opiekunki. Sytuacje z kategorii "ciężkie" były naprawdę sporadyczne. Jednak w tedy Su przeprowadzała się na tyle ile było trzeba na oddział. Za każdym razem potrzebowała "kilku drobiazgów". Odkąd go adoptowała już 6 razy ją pakował. Pierwszej takiej sytuacji nigdy nie zapomni. 

~…ach i czy mógłbyś mi jeszcze przynieść bieliznę. Kilka par majtek i staników. Tylko nie bierz tego czarnego w czerwone róże. Usztywnienie z nich wylazło. Zamiast tego weź ten który ostatnio kupiłam. Powinien leżeć na fotelu u mnie w pokoju. No wiesz taki biały w różowe kwiatuszki.. ~

To wtedy było takie żenujące. Teraz jednak za każdym razem kiedy to wspominał nie mógł powstrzymać się od śmiechu. Su potem bardzo się postała, by te sytuacje nie były dla niego, aż tak niezręczne. I to właśnie dzięki niej od 3 lat nie dotykał pralki. Psycholog o pranie dbała sama. Wszedł do pomieszczenia i od razu podszedł do małej szafki nocnej. W jednej z 4 niewielkich szuflad znajdowała się torba, w dwóch kolejnych bielizna. Spakował około połowę. Potem zerknął na szafę. Z miną człowieka idącego na ścięcie otworzył jej odrzwia. Tak jak się spodziewał w środku jak zwykle wszystko wyglądało jak po małym wybuchu nuklearnym. Co z tego, że ubrania były czyste. Pozwijane i poupychane byle jak tworzyły dziwne kolorowe wnętrzności szafy. Włożył rękę w to pobojowisko i zrzucił na dywan. Tak było łatwiej szukać. Torba wypełniła się całkiem szybko. Zasunął ją więc i zarzucił na ramię. Odzież pozostawił na podłodze. Planował poukładać w szafie jak wróci. Przy okazji Suzi dostanie szału. Kiedy wszystko było uporządkowane niczego nie potrafiła znaleźć. Zbiegł po schodach, zajrzał do kuchni w celu sprawdzenia szczelności okien i gdy się przekonał, że wszystkie są zamknięte wyszedł. Postanowił sobie podjechać autobusem przy czym odpowiedni środek lokomocji z właściwym numerem niemal mu uciekł.

50 min później

Miał ochotę przekląć wszystko co przyczyniło się do dwa razy dłuższej niż zazwyczaj podroży tj. robotników, objazdy, roboty drogowe, korki i znów robotników. Z ulgą wysiadł co prawda wcześniej niż planował, ale mówi się trudno... Nie podobały mu się te wszystkie prace drogowe w mieście. Może kierowcy kiedyś będą zadowoleni, ale on nie miał prawka. Postanowił, że sam na nie zarobi więc nie zapowiadało się by szybko poszedł na kurs. Skręcił w jedną z mniejszych uliczek. Prowadziła ona do mniejszego z parków miejskich w którym również znajdował się niewielki plac zabaw. Kiedy miał gorszy dzień przychodził tam wyciszyć się. Teraz przechodził właśnie przez samo "centrum" dziecięcego raju i pewnie poszedłby dalej gdyby na pobliskiej ławeczce nie siedziała "poszukiwana". Susan osłaniała oczy ramieniem, głowę miała lekko odchyloną do tyłu i mamrotała coś pod nosem. Gdyby było z kim to by się założył, że to kierowane w stronę Sary Smith niezbyt przyjemne epitety. I rzeczywiście gdy tylko podszedł bliżej, usłyszał
- ...ła, głupia, wredna, paskudna kobieta. Jak mogła mnie wysłać taki hektar? I po co? Kto to teraz zje? No kto ...
- Ja - kobieta podskoczyła wystraszona 
- Ty chcesz mnie zabić. Nick przyznaj się, ale już!
- Tak oczywiście, planowałem to od dawna. Przejrzałaś mnie.
- No wiedziałam! Ale jednak nie zmienia to faktu, że powinieneś przeprosić.
- Za co?
- Ja tu prawie umarłam. - Prawie robi różnice.
- Przymknij się – szturchnęła go lekko – Nie widzisz, że ja tu prawie umarłam.
- Widzę. Możesz kontynuować.
- Nie ma mowy! – fuknęła – Cały klimat zepsułeś. Co ty tu robisz?
- Siedzę, oddycham..
- Nie o to mi chodziło.
- Nie? A o co? - podniósł torbę i położył sobie na kolanach - Pomyślmy co by to mogło być? - udał zamyślonego, Su szturchnęła go w bok. Uśmiechnął się psotnie. - Masz. Podobno znowu ci się trafił przypadek 24/7
- Niestety tak...Ale cóż nie będę cię tym męczyć. Masz pewnie coś ciekawszego do  roboty - torba zmieniła właściciela
- Akurat nie, ale ty i tak nie piśniesz nawet słowa
- Jak ty dobrze mnie znasz. Zmiataj do domu i zabierz to - wręczyła mu torbę z piekarni - Sam deklarowałeś, że się nimi odpowiednio zajmiesz - i przytuliła go do siebie. Za nic w świecie, nawet na najgorszych  torturach nie przyznałby się, że lubi być przytulany. Groziło by mu to, że życzliwa opiekunka Susan McCartney zmieni się w Elmirke*. Każde potem rozeszło się w 2 różne strony. Tym razem postanowił iść na piechotę. Kolejnej porcji objazdów by nie zniósł. Szedł spacerowym krokiem  do domu, powoli zjadając pączki. Czekało go jeszcze składanie ubrań z szafy rudowłosej psycholog.

...

* Elmirka Duf - rysunkowa rudowłosa dziewczynka od Worner Bros. Postać występująca w serii  "Przygody Animków". Dziewczynka kocha zwierzaki jednak te od niej zawsze starają się uciec. Dłuższe przebywanie w rekach Elmirki grozi zagłaskaniem na śmierć.

2013/05/17

Rozdział 4

Witam i przepraszam za tak późne pory dodawania i za ten poślizg. Wcześniej zwyczajnie nie miałam czasu. To tyle ode mnie. Miłej lektury.

(Sara)


Jeśli czas miałby ludzka postać i charakter byłby najwredniejszą osobą na świecie. Gdy zwykle siadywała do papierkowej roboty wskazówki zegara wlokły się niemiłosiernie. Z kolei gdy dzisiaj chciała na dokumentacje poświęcić tylko niego ponad godzinę to leciał na złamanie karku. Minęły 3 godziny. Odkąd to spostrzegła jej humor uległ zmianie na gorsze. Miała ochotę przeklinać dosłownie wszystko co znajdowało się w jej polu widzenia, jednak tylko przeciągnęła się i przetarła zmęczone oczy. Wyszła ze swojego gabinetu. Swoje kroki skierowała do jednej z sal. W pomieszczeniu znajdowały się tylko dwie osoby. Jedna z nich swoją uwagę przeniosła na Sarę gdy tylko ta przekroczyła próg pomieszczenia. Druga z obecnych w pomieszczeniu osób była w tej chwili nieświadoma. Chłopak spał o wiele spokojniej niż gdy widziała go przedtem. Niestety ten wypoczynek trzeba było przerwać. Koniecznie musiały sprawdzić czy chłopiec w ogóle się obudzi po tym wszystkim. Obawy były uzasadnione. Organizm młodego człowieka znajdował się w nie najlepszej kondycji. Nastolatek był niedożywiony oprócz tego lekarze odkryli na jego ciele ślady świadczące o tym, że wcześniej był bity. No y jeszcze ostatnie przeżycia , a z tego wszystkiego co widziała przeszło dobę temu najgorzej mogła mu zaszkodzić ostatnia utrata  krwi...Sara przysiadła na skraju łóżka pacjenta i cicho rzekła do rudowłosej kobiety.
- Spróbujmy go wybudzić.

(Susan)

Gdyby nie skrzypiące drzwi to nawet by nie zauważyła, że do sali ktoś wszedł. Ordynatorka była zaniepokojona. Susan widziała to w jej oczach. Kobiety znały się od dawna, Obie potrafiły dostrzec, że drugą coś dręczy. Sara była doskonałą aktorką, jedyne co ją zdradzało to oczy. Większości wydawało się, że doktor Smith to chodząca góra lodowa. Jednak prawda była zupełnie inna. Psycholog na słowa Sary drgnęła, wzięła głęboki uspokajający oddech i pochyliła nad łóżkiem. Spokojnym cichym głosem zaczęła wywołując go po imieniu
- Danielu. Danielu...słyszysz mnie? Daniel otwórz oczy. Chociaż spróbuj. Danielu... - powieki drgnęły i uchyliły się by natychmiast zamknąć. Oświetlenie najwyraźniej było zbyt ostre. Cierpliwie czekały. Chłopak zmęczonymi zielonymi oczami błądził po całym pomieszczeniu najwyraźniej usiłując odnaleźć zagrożenie. Gdy jednak przekonał się , że nic mu w tej chwili nie zagraża skupił się na niej. Sytuacja nie była łatwa, ale też nie nowa. Chciałaby nastolatka w jakikolwiek sposób pocieszyć, jednak nic nie przychodziło jej do głowy. Daniel w czasie, gdy ona rozmyślała jakby to tu "rozegrać", przymknął oczy i tak pozostał przez długie minuty. Wychodzi na to, że chłopak był zbyt słaby, by pozostać dłużnej przytomnym. Wstała powoli, zastane stawy wydały nieprzyjemny dźwięk.  Jako pierwsza skierowała się do drzwi.
- Nie... Zostań...Proszę...tylko nie dotykaj - słowa wypowiedziane cicho, pełnym leku głosem zatrzymały ją w miejscu na kilkanaście sekund. Odwróciła się i usiadła ponownie na taborecie. Chłopak wyraźnie się uspokoił. zerknęła na Sarę. Ta z kolei tylko skinęła głową i wyszła. Zostali sami. Nastolatek ponownie przymknął oczy. O rozmowie nie mogło być mowy. Z braku lepszych pomysłów zaczęła nucić melodię pewnej piosenki. Miała nadzieję, że to choć trochę go uspokoi.



(jakiś czas później tego samego dnia - Susan)


Opadła na plastikowe krzesło naprzeciw biurka i bez żadnego skrepowania sięgnęła po kubek z kawą. Musiała zwilżyć  wargi. Kobieta siedząca naprzeciwko oderwała spojrzenie od monitora i zapytała.
- Jak z nim?
Susan przełknęła ostatni łyk zimnej kawy. 
- Jest źle. Nie spodziewałam się niczego innego. Potrzebuje wsparcia osoby dorosłej. Kogoś do kogo ma zaufanie, tylko...On nie ma nikogo takiego. Jego matka zmarła na raka 3 lata temu, dziadkowie nie żyją, wujostwo go nie chce, a ojciec zrobił mu to wszystko. - w miarę jak wymieniała jej głos cichł. Cała ta sytuacja była dla niej bardzo bolesna. Życie tego chłopaka było ciężkie. Systematycznie niszczył je człowiek który powinien być podporą. Niby była psychologiem, ale nie potrafiła "wczuć" się w skórę takiego człowieka. Takie rzeczy jak to co przytrafiło się Danielowi były wynaturzeniem.
- Ej słuchasz mnie?
- C..co ?
- Mówiłam, że skoro nie ma osoby która, by go wsparła ty musisz się nią stać.
- To będzie trudne i czasochłonne - zastanawiała się dalej - musiałabym być przy nim 24 godziny na dobę 7 dni w tygodniu, a i tak nie jest pewne, że do niego ...
- Przestań marudzić. Jutro przeniosę go na izolatkę. Teraz nie mam na to czasu. Muszę zadzwonić - Sara podniosła słuchawkę, jednak po 10 sekundach z powrotem ją odłożyła. Wstała z za biurka, chwyciła ją pod łokieć i podniosła. To zadziwiające jaką siła dysponowała ta kobieta. Potem wyprowadziła za drzwi i je zamknęła. Susan została sama na korytarzu, kompletnie zdezorientowana. Chwile później drzwi gabinetu ponownie się otworzyły, a Sara w momencie dopadła do niej i wcisnęła jej jakieś pieniądze. 
- Idź i kup mi pączka. Tylko dobrego.- i ponownie zniknęła w gabinecie. McCartney skrzywiła się. Dotarcie do dobrych pączków zajmie jej około pół godziny.  Kiedy udało jej się tam dotrzeć była całkiem zadowolona. Nabyła pączki i spacerowym krokiem udała się w kierunku z którego przyszła. Nie minęło wiele czasu jak psycholog zaczęła kląć. Zdała sobie bowiem sprawę z pewnego faktu. Smith nie znosiła jakichkolwiek pączków.

2013/05/09

Rozdział 3

 24 godziny wcześniej cześć 2

Nastolatek w pełni zdawał sobie sprawę, że "wariant b" nie powinien być wprowadzony w czyny. Nie zrobił niczego niewłaściwego. Jednak to nie miało znaczenia. James zawsze dążył do najgorszego. Ojciec czerpał z tego jakąś przyjemność. Zawsze dążył do tego by cierpienie chłopaka było jak największe. Scenariusz był niemal identyczny za każdym razem. Najpierw łagodnie, choć na początku mogło wydawać się najokropniejszym życiowym epizodem. A potem się rozkręcał. I dopiero wtedy otwierało się piekło. Ta świadomość była przerażająca. Chłopak z głową takich właśnie myśli mógł się tylko przyglądać. Patrzył na wszystko zmęczonymi oczyma. A przecież oni dopiero zaczynali. Mężczyźni podzielili się na dwa duety: Josh i Alex oraz Damian i James. Wiedział, że realizują to co było zaplanowane od dawna. Potrzebowali tylko pretekstu. Spojrzał do góry i otworzył usta, a penis Josha znalazł się natychmiast wewnątrz. Zamknął usta , a mężczyzna zaczął unosić i opuszczać biodra. Niemal  równocześnie z pierwszymi ruchami grubasa, ktoś z drugiej pary ponownie wszedł w jego poranione wnętrze. Chłopak bezradnie zacisnął dłonie na prześcieradle.  Tylko tyle mógł. Już niejednokrotnie zastanawiał się dlaczego. Dlaczego jego życie jest tak bardzo popieprzone? Dlaczego to musiało spotkać właśnie jego? Czym na to zasłużył? Na te pytania nigdy nikt udzieli mu odpowiedzi. Niespodziewanie ból wewnątrz się spotęgował. Czuł że oprócz przyrodzenia w środku jest coś krótszego i cieńszego. Palce. Jak bardzo chcą go jeszcze upokorzyć? Już teraz czuł się okropnie. Miał wrażenie, że cały lepi się od brudu. Jak bardzo teraz chciał to z siebie zmyć. Jednak w tej chwili, ani prawdopodobnie później nie był w stanie zrobić nic. Łzy ciekły po policzkach przynosząc odrobinę ukojenia. Lecz tylko odrobinę. Ze zdziwieniem zarejestrował kolejne doznania. Nawet nie zauważył kiedy któryś zaczął bawić się jego sutkami. Było to nieprzyjemne. Brodawki zaczynały boleć tak jak wszystko inne. Ludzie mówili, że seks to najwspanialsza przyjemność na świecie, a nastolatek zaczynał się zastanawiać z "której strony". Nie było nic przyjemnego w tym wszystkim co mu robili. Jego głowa została przyciśnięta do materaca, a usta po raz kolejny wypełnił mu biały płyn. Josh jednak nie zostawił go w spokoju. Najwyraźniej oczekiwał, że wszystko zostanie połknięte. Tym razem spełnienie tej zachcianki było łatwiejsze i bynajmniej nie przez praktykę zafundowaną przez ojca. Josh po prostu nie wpychał się głęboko w gardło. I chłopak był mu za to w pewnym stopniu wdzięczny. Kiedy nasienie jakoś w końcu zniknęło w jego przełyku mężczyzna nagrodził go za to chwilą spokoju. Zwyczajnie zszedł z ustalonej pozycji i gdzieś się oddalił. Chwilę później poczuł zapach dymu papierosowego. Wziął głębszy wdech i spojrzał w sufit - od lat ten sam, ale jednak nie dziś. Właśnie stawał się częścią jego koszmarów. Odwrócił głowę w stronę okna i dowiedział się w końcu kto sprawiał mu przyjemności powyżej pasa. Alex. Znaczyło to tylko tyle, że dołem zajmowali się James i Damian. Widział na twarzy ojca wyraz zadowolenia, kiedy poruszał biodrami . Natomiast drugi z mężczyzn był wyraźne zniecierpliwiony. Damian ziewnął, poczekał jeszcze chwile i dotknął go TAM. Nigdy nikt go nie dotykał w taki sposób w tamtym miejscu. On bardzo rzadko  sam to robił, a teraz… Ręka przesuwała się po jego przyrodzeniu, czasem pocierając główkę, a innym razem ściskając jądra. Damian w swoich poczynaniach nie był brutalny jak inni. Jęknął cicho bynajmniej nie z bólu. Nie rozumiał tego, nie rozumiał własnego ciała. To wszystko przecież było na siłę, a jego ciało...odczuwało przyjemność. Własne ciało go zdradziło. Naprawdę już miał dość. Pragnął końca - jakiegokolwiek. Po raz kolejny przeniósł wzrok gdzie indziej. Drzwi. Pamiętał, że James zamknął je gdy on sam przekroczył próg pokoju. Teraz jednak były na powrót otwarte. Do tego stała w nich sąsiadka z mieszkania naprzeciw. Jej spojrzenie po brzegi wypełnione było wstrętem. Lekko rozchylił wargi. Chciałby jej powiedzieć...naprawdę chciałby i powiedziałby gdyby tylko miał więcej sił, a tak...Mógł tylko patrzeć na zmieniające się oblicze kobiety i we własnej głowie błagać by nie osądziła go zbyt szybko. On taki nie był. Kobieta w wejściu zacisnęła wargi w taki sposób, że stały się niemal jedną linią. Na jej twarzy widoczna była teka obraza, że i jemu zrobiło się niedobrze. Sąsiadka odeszła. Skoro w niej wzbudził aż tak wielką niechęć to jak będą patrzeć na niego inni. Przynajmniej nie zobaczy odrazy w oczach matki. Nie mogła go już zobaczyć, a on po raz pierwszy się z tego cieszył. Po twarzy po raz kolejny pociekły łzy. Znów pojawił się Josh. Tym razem tylko całował. Nastolatek nie miał siły by protestować. Powoli stawał się obojętny na wszystko. Jakiś czas później z lekkim poślizgiem dotarło do niego, że Josh już go nie całuje, Alex nie zajmuje się jego sutkami, a ojciec się nie porusza. Powoli wypłynął z tej mgły która go pochłonęła. Grubas ułożył go sobie tak by mógł wszystko widzieć. Damian w końcu zostawił jego penis i ukląkł obok Jamesa i swoje własne przyrodzenie nakierował tam gdzie już było zbyt ciasno od ojca. Chryste nie! NIE! Błagam nie! Uchylił usta, warga mu zadrżała, ale nie miał już siły by wypowiedzieć choć słowo. Czuł, że na powrót wilgotnieją mu oczy. I właśnie w tej chwili Damian pchnął. Dotarła do niego fala potwornego bólu i w końcu przyszła upragniona ciemność.


(James)

Z zielonych oczu wyzierała zwierzęca panika kiedy do dzieciaka wszystko w końcu dotarło. Te zielone szeroko otwarte oczy...były takie piękne i tak bardzo go podniecały. Aż nie mógł się doczekać kontynuacji. W chwili gdy jego "partner" znalazł się wewnątrz chłopak wygiął ciało w łuk i zamknął oczy. Z pod powiek wyciekły łzy i rozległ się drażniący dźwięk dartego materiału. Jego syn z tego wszystkiego podarł prześcieradło. Za to też mu się oberwie jednak nie teraz. Chłopcy się niecierpliwili. Pochylił się nad dzieciakiem i ścierając kciukiem łzy z policzka powiedział
- Nie martw się. Wszystko ci potem opowiem - skinął kompanom i  cała zabawa weszła na kolejny poziom. Poruszał się na zmianę z Damianem, a dodatkowe tarcie sprawiało przyjemność im obu. Z nim dogadywał się idealnie. Bez żadnych znaków dostosowywał się do jego tempa tak umiejętnie...Zdawać by się mogło, że czyta mu w myślach. Przyspieszyli tępo, Damian pochylił się lekko do przodu napierając jeszcze bardziej na ciasne wnętrze, natomiast on odchylił się i odrzucił głowę do tyłu. Był już bardzo blisko. Sapnął i docisnął biodra jak najbardziej i w końcu...całe napięcia opuściło jego ciało. Po krótkim odpoczynku wysunął się i oddalił. Podniósł z podłogi najbliżej leżące spodnie i wydobył z nich paczkę papierosów. Zaciągnął się porządnie i zerknął na chłopaków. Alex bawił się dalej torsem, z kolei Josh znalazł się miedzy jego udami i robił mu loda jednocześnie dogadzając sobie i jemu ręką . Za to Damian... zwolnił ruchy we wnętrzu chłopaka i pochylił się nad nieprzytomnym spuszczając głowę. To pobudziło Jamesa ponownie. Zgasił wypalonego do połowy papierosa, usiadł za kumplem i gdy ten cofnął biodra w tył polizał go po pośladku. Zaskoczony mężczyzna pchnął tak mocno, że ciało pod nimi przesunęło się kilkanaście centymetrów. Dwie pary oczu popatrzyły na niego z wyrzutem. Damian ze zdumieniem. Pierwszy raz James robił coś czego w planie nie było. Nie zrażony tym wszystkim zajął się tyłami kolegi. Rozchylił obie półkule i polizał wejście. To wywołało cichy jęk. Zachęcony nim lizał dalej, a kiedy mu się znudziło włożył język do środka. Pieszczoty jakie serwował towarzyszowi najwyraźniej były niezwykle przyjemne. Jego partner wypinał pupę chcąc jeszcze więcej. O taaaak! Da mu to. Po jakimś czasie zastąpił język palcami. Musiał go przygotować. Zabawiając się w ten sposób nakłonił młodszego mężczyznę do wznowienia ruchów w chłopaku. Gdy wnętrze było już gotowe wyjął palce i powoli wszedł do samego końca i zatrzymał się by go przyzwyczaić, a po chili zaczął się poruszać. Najpierw powoli, wolał się nie rozpędzać. Nie robił tego wszystkiego bezinteresownie. Pragnął z tego jak najwięcej przyjemności. Kosztowało go to trochę samokontroli. Starał się jak najmniej poruszać biodrami by cała "machina" działała prawidłowo. Mianowicie kiedy Damian wchodząc w chłopaka pozostawiał go przez chwilkę na zewnątrz, natomiast wychodząc nabijał się na niego. Było to bardzo przyjemne. Wszystko w nich wzrastało stopniowo, aż w końcu przyszedł taki moment, że już nie był w stanie się kontrolować i wszystko stało się szybkie i pełne napięcia. Musiał się oprzeć by nie stracić równowagi. Doszli niemal równocześnie po czym opadli zadowoleni i wyczerpani na znajdujące się pod nimi ciało. To było naprawdę dobre...Kiedy już ochłonął podniósł się na kolan. Pozostał dwójka patrzyła na nich wzrokiem wygłodniałych bestii. Zaśmiał się.
- Zamieńmy się miejscami. Wy pójdziecie tu, a my tam - ruszyli ochoczo

- STAĆ ! NIE RUSZAĆ SIĘ ! JESTEŚCIE ARESZTOWANI ! – zdziwiony spojrzał w kierunku drzwi. Czterech umundurowanych policjantów z bronią w rękach. Zerknął na resztę wzruszył ramionami i rozglądać  się za spodniami, a gdy je już dostrzegł porostu wciągnął na siebie. Reszta chłopaków podążyła jego śladem. Dał się skuć i został wyprowadzony najpierw do przedpokoju gdzie zarejestrował obecność jeszcze dwóch gliniarzy. Jeden uspokajał sąsiadkę z mieszkania naprzeciw – prawie nie płakała. Jeszcze paru minął schodząc na dół. Przed blokiem czekała bardzo ładna parada składająca się z ośmiu radiowozów i jednego ambulansu. Drzwi policyjnego wozu zatrzasnęły się kiedy znalazł się w środku. Jego „limuzyna” ruszyła.
- Wie pan co? – zagadnął kilka minut później do kierowcy, kiedy stanęli na światłach. Tak jak się spodziewał nie było żadnej reakcji na zaczepkę. – To był najlepszy seks w moim życiu.


...


Richard stał jak słup soli patrząc na czwórkę mężczyzn i nieprzytomnego chłopaka. W całej swojej policyjnej krajerze nie widział czegoś takiego. Nigdy nie maił nic do osób homoseksualnych, ale oni… Już na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że chłopak nie brał w tym udziału dobrowolnie. Dwóch nadal używało nieprzytomnego do zabawiania się. Gdyby robili to między sobą to by go nic nie obeszło, ale ten dzieciak… chyba reszta policjantów czuła tak samo. Nagle uderzył w niego pewien fakt. Ta banda nie zdawała sobie sprawy, że  w domu jest sześciu policjantów – czterech wszystko obserwowało. Skończyli. Pokładli się na sobie. A kiedy złapali oddech jeden z tych leżących wcześniej na dzieciaku zaproponował zamianę. Mówiący mężczyzna miał bardzo nieprzyjemny uśmiech. Richa aż zemdliło. Wziął głębszy oddech i krzyknął:
- STAĆ ! NIE RUSZAĆ SIĘ ! JESTEŚCIE ARESZTOWANI ! – byli autentycznie zdumieni. Moment później ubierali się spokojnie, wręcz powoli. Bez żadnych problemów kwartet dał się skuć i wyprowadzić. Wezwał ratowników przez krótkofalówkę i usiadł przy chłopcu i czekał. W tym wypadku kilka minut wydawało się wiecznością. Nie był w stanie już więcej nic zrobić, męczyła go bezsilność. Kiedy w końcu lekarze przyszli pozbierał się powoli i opuścił mieszkanie. Usiadł na schodach koło zapłakanej kobiety i czekał, aż wyjdą. Przeszli w pośpiechu obok niego z chłopcem na noszach. Zniknęli szybko na dole. Kiedy na zewnątrz rozległ się sygnał ambulansu Richard już nie mógł dłużej tłumić skłębionych uczuć. Ukrył twarz w dłoniach i rozpłakał się.
 

 

2013/05/02

Rozdział 2

Tak jak obiecałam notkę dodaję. Cofniemy się w czasie o 24 godziny. Zanim jednak zacznę muszę ogłosić 2 sprawy. 
nr 1: sytuacje i osoby są wytworem mojej wyobraźni
nr 2: w tekście mogą znaleźć  się brutalne opisy więc co wrażliwsi powinni dwa razy się zastanowić nim przeczytają to opowiadanie.

...

24 godziny wcześniej część 1

Po raz kolejny w swoim życiu czuł się jak zwierzę w potrzasku. Tym razem jednak jego azyl został naruszony. Do tej pory ten pokój był jego ostoją. Drzwi zamknęły się za nim chwile wcześniej. Drogi ucieczki nie było. Strasznie się bał. Ojciec znów zebrał kumpli od kieliszka. To oznaczało zawsze kłopoty. Ostatnio pobili go tak, że przez cały miesiąc nie pokazywał się w szkole. Teraz cały kwartet stał w jego pokoju. James za jego plecami, Josh i Damianem podpierali ściany naprzeciw siebie, a pod oknem na łóżku siedział Alex. Przerażony chłopak nagle poczuł szarpnięcie. Ojciec niemal wyrwał mu ramie ze stawu zabierając plecak jednocześnie popychając go w kierunku Alexa. Ten z kolei zaczął ściągać z niego bluzę. Chłopak coraz bardziej się bał. Błagał w duchu tylko o to by już nie bili. Usiłował się wyrwać jednak do tej dziwnej zabawy dołączyła się pozostała dwójka. Rozległ się dźwięk dartego materiału. Bluza i koszulka ciągnięte w rożne strony w końcu się podarły. Został przez któregoś popchnięty na własne łóżko i położony siłą. Zabrali się za spodnie i buty. W ułamku sekundy zrozumiał co zamierzają. Nie może im pozwolić. Nie może. Jednak próby zostały zduszone w zarodku. Josh przygniótł go do materaca. W końcu został pozbawiony całej odzieży jaką na sobie miał. Kolejne wysiłki które podejmował wywoływały u mężczyzn tylko śmiech i mocniejsze uściski. Nie mógł zrozumieć dlaczego to było takie zabawne. Pragnął tylko, by go puścili. Ich śmiech był okropny, wywoływał u niego ciarki. Nie śmiał wyrazić tych myśli na głos bo groziło to czymś jeszcze bardziej nieprzyjemnym niż się teraz spodziewał. W głowach tych konkretnych mężczyzn mogło zrodzić się wszystko co najgorsze i jeszcze trochę. Josh trzymał mu ręce nad głowa, a Alex i Damian rozsunęli mu nogi. Kolejną salwę śmiechu wywołał wysiłek jaki on wkładał w próbę złączenia ich ponownie. Ojciec w końcu ruszył się spod drzwi. Ściągnął spodnie razem z bielizną i podszedł. Nachylił się  i położył dłonie po obu stronach głowy i ich spojrzenia się spotkały. Chłopak nie był w stanie wytrzymać kontaktu wzrokowego z ojcem, więc odwrócił głowę i zacisnął powieki. Czuł gorący oddech oddech przy uchu, a potem usłyszał najgorsze zdanie w swoim życiu
- Zobaczymy czy jesteś tak dobrą dziwką jak twoja matka - zęby przygryzły płatek ucha, a moment później pojawił się język. Miejsce za uchem i żuchwa dostąpiły wątpliwego zaszczytu spotkania. Jednak niespodziewanie mokry napastnik zniknął. Najwyraźniej James nie lubił solonych rzeczy.
- Dlaczego płaczesz maleńki? Przecież będzie wspaniale - mężczyzna otarł mu łzy z policzka i połączył ich wargi. Siłą wdarł się do wnętrza ust syna. Chłopak zacisnął zęby na obcym języku. Kiedy tylko uścisk szczęk się zwolnił ojciec się wycofał. Usiadł mu na brzuchu całym ciężarem. Patrzył na młodego z gniewem. Uniósł rękę i wymierzył mu mocny policzek. Piekło i to bardzo.
- Wiesz, chciałem być delikatny... - wysyczał - Widzę jednak, że preferujesz ostrzejsza zabawę. Zabawimy się jak chcesz - i uśmiechnął się paskudnie, a potem zszedł  z niego i ukląkł tak by wszyscy wszystko widzieli. Nastolatek zrozumiał, że popełnił błąd i to poważny. Ojciec właśnie zaczął ręczną robotę na własnym instrumencie. Na wpół miękki penis bardzo szybko znalazł się w pełnym wzwodzie...

(James)

To była najdziwniejsza rzecz jaką do tej pory w życiu robił. Chłopcy i ta mała szmata która śmiała go ugryźć obserwowali go uważnie. Przesuwał dłonią w górę i w duł po trzonie własnego penisa. Bardzo szybko doprowadził go do właściwego stanu i w tedy gestem poprosił chłopaków o pomoc. Rozsunęli chłopakowi nogi szerzej i  przyciągnęli mu je bliżej klatki piersiowej. Miał idealne widoki i dostęp do wejścia. Spojrzał w niesamowicie zielone oczy syna, teraz wypełnione po brzegi strachem i łzami. Błagały niemo "przestań". Nie zamierzał tej prośby spełniać. Otarł się o jego pośladki. Biodra się odsunęły więc je przytrzymał. Nakierował penis na wejście
- Trzeba ponosić konsekwencje własnych czynów - pchnął. Uczucie było niebiańskie. Ciasne i gorące wnętrze, choć trochę oporne przez brak poślizgu dawało niesamowite doznania. Po kilku pchnięciach nie było już tak trudno. Wchodził po sam trzon i wychodził niemal cały. Stopniowo przyspieszył i pogłębił ruchy. Było tak cudownie. Chłopak na sto procent był przeciwnego zdania. Po twarzy płynęły strumieniem łzy, a krzyk i jęki tłumione były przez pocałunki Alexsa. W tej chwili chłopak wyglądał zjawiskowo. Pobudziło go to jeszcze bardziej. Jeszce przyspieszył. Szczyt był już blisko. W chwili gdy mięśnie odbytu chłopaka zacisnęły się poczuł, że całe napięcie go opuszcza. Wyszedł z chłopaka i usiadł mu na brzuchu, by następnie przesunąć się na klatkę piersiową. Główka jego na powrót twardniejącego penisa wbiła się chłopakowi pod brodę.
- Posłuchaj mnie teraz uważnie, bo nie będę dwa razy powtarzał. Jeśli ugryziesz mnie GDZIEKOLWIEK to sprawie, że te chwile będziesz wspomniał jako największą rozkosz twojej marnej egzystencji. Zrozumiałeś. - chłopak potwierdził skinieniem głowy. James ustawił się nad twarzą chłopaka i wszedł do jego ust. Dzieciak nie stawiał oporu i spełniał każde polecenie. W ustach mieściło się trochę mniej, ale i to wnętrze było bardzo przyjemne. Chłopak się wyraźnie starał choć brak wprawy był tu dość wyraźny. To jednak dodawało wszystkiemu smaczku. Gdy sperma wypełniła usta chłopaka nakazał mu ją połknąć. Zielonooki krztusił się, nasienie wypływało z pomiędzy jego warg jednak uparcie próbował. Jamesowi  ta uległość nie pasowała do ogólnego planu. Wysunął się więc i narobił hałasu. Zupełnie jakby dzieciak ugryzł jego największy skarb. Przerażony nastolatek otworzył usta na całą szerokość, a jego oczy zaszkliły się po raz kolejny. 
- Masz przejebane. Chłopcy wariant B - ciało pod nim zadrżało ze strachu. Niespiesznie wrócił pomiędzy nogi syna - Przecież ci obiecałem. A rodzice powinni dotrzymywać słowa. Prawda? -  te słowa wypowiedział tak cicho, że nikt ich nie dosłyszał.
CHCESZ OTRZYMYWAĆ INFORMACJE O NOWYCH NOTKACH BEZPOŚREDNIO PO TYM JAK SIĘ POJAWIĄ? NAPISZ SWÓJ NUMER GG BĄDŹ ADRES MAIL W KOMENTARZU! NA PEWNO O TOBIE NIE ZAPOMNĘ ^^.