(Nickolas)
Usiadł gwałtownie. W panującej dookoła ciszy dźwięk telefonu stacjonarnego wydawał się zbyt głośny i nieprzyjemny. Powoli dotarło do niego, że to nie jest nic strasznego. Ot przysypiał sobie na kanapie i ktoś ubzdurał sobie, że to jest dobry moment do dzwonienia . Postanowił się zlitować nad tą osobą. Podniósł słuchawkę.
- Rezydencja państwa McCartney. Niestety nie ma ich w domu. Coś przekazać? -usłyszał w aparacie rozbawione prychnięcie
- Mógłbyś przestać się wygłupiać Nicolasie?
- O. Pani Shmit.
- Przez ciebie czuję się staro, dzieciaku.
- A nie jest pani - uśmiechnął się
- Poczekaj już ja się z tobą kiedyś policzę chłystku - w głosie kobiety wyczuwało się wyraźne rozbawienie - No ale to jak już cie dopadnę, a teraz do rzeczy. Możesz spakować Susan. Mamy tu jedną z tych nielicznych i ciężkich sytuacji. Potrzebna jest całodobowa opieka i obserwacja. Susan dodatkowo musi jakoś zdobyć zaufanie...
- Dobrze. Rozumiem. Przyjadę jak najszybciej.
- Nie znajdziesz jej w szpitalu. Przed chwilą poszła po pączki.
- Jeśli trafie na nią po drodze to raczej nie będzie miała pani okazji się ze mną policzyć - w duchu pogratulował sobie tego. Kobieta mruknęła coś niewyraźnie, a potem pożegnała się i rozłączyła. Ta batalia słowna była jego. Takie utarczki prowadzili ze sobą od pewnego czasu. Ponad pół roku zastanawiał się dlaczego Susan McCartney przyjaźni się z kimś takim. Z pozoru twarda jak kamień kobieta po bliższym poznaniu okazała się być całkiem spoko. Lubił ordynatorkę. Ziewnął i w końcu ruszył z miejsca. Wspiął się po schodach na piętro i stanął przed drzwiami pokoju opiekunki. Sytuacje z kategorii "ciężkie" były naprawdę sporadyczne. Jednak w tedy Su przeprowadzała się na tyle ile było trzeba na oddział. Za każdym razem potrzebowała "kilku drobiazgów". Odkąd go adoptowała już 6 razy ją pakował. Pierwszej takiej sytuacji nigdy nie zapomni.
~…ach i czy mógłbyś
mi jeszcze przynieść bieliznę. Kilka par majtek i staników. Tylko nie bierz
tego czarnego w czerwone róże. Usztywnienie z nich wylazło. Zamiast tego weź
ten który ostatnio kupiłam. Powinien leżeć na fotelu u mnie w pokoju. No wiesz
taki biały w różowe kwiatuszki.. ~
To wtedy było takie żenujące. Teraz jednak za każdym razem kiedy to wspominał nie mógł powstrzymać się od śmiechu. Su potem bardzo się postała, by te sytuacje nie były dla niego, aż tak niezręczne. I to właśnie dzięki niej od 3 lat nie dotykał pralki. Psycholog o pranie dbała sama. Wszedł do pomieszczenia i od razu podszedł do małej szafki nocnej. W jednej z 4 niewielkich szuflad znajdowała się torba, w dwóch kolejnych bielizna. Spakował około połowę. Potem zerknął na szafę. Z miną człowieka idącego na ścięcie otworzył jej odrzwia. Tak jak się spodziewał w środku jak zwykle wszystko wyglądało jak po małym wybuchu nuklearnym. Co z tego, że ubrania były czyste. Pozwijane i poupychane byle jak tworzyły dziwne kolorowe wnętrzności szafy. Włożył rękę w to pobojowisko i zrzucił na dywan. Tak było łatwiej szukać. Torba wypełniła się całkiem szybko. Zasunął ją więc i zarzucił na ramię. Odzież pozostawił na podłodze. Planował poukładać w szafie jak wróci. Przy okazji Suzi dostanie szału. Kiedy wszystko było uporządkowane niczego nie potrafiła znaleźć. Zbiegł po schodach, zajrzał do kuchni w celu sprawdzenia szczelności okien i gdy się przekonał, że wszystkie są zamknięte wyszedł. Postanowił sobie podjechać autobusem przy czym odpowiedni środek lokomocji z właściwym numerem niemal mu uciekł.
50 min później
Miał ochotę przekląć wszystko co przyczyniło się do
dwa razy dłuższej niż zazwyczaj podroży tj. robotników, objazdy, roboty
drogowe, korki i znów robotników. Z ulgą wysiadł co prawda wcześniej niż planował, ale mówi się trudno... Nie podobały mu się te wszystkie prace drogowe w mieście. Może kierowcy kiedyś będą zadowoleni, ale on nie miał prawka. Postanowił, że sam na nie zarobi więc nie zapowiadało się by szybko poszedł na kurs. Skręcił w jedną z mniejszych uliczek. Prowadziła ona do mniejszego z parków miejskich w którym również znajdował się niewielki plac zabaw. Kiedy miał gorszy dzień przychodził tam wyciszyć się. Teraz przechodził właśnie przez samo "centrum" dziecięcego raju i pewnie poszedłby dalej gdyby na pobliskiej ławeczce nie siedziała "poszukiwana". Susan osłaniała oczy ramieniem, głowę miała lekko odchyloną do tyłu i mamrotała coś pod nosem. Gdyby było z kim to by się założył, że to kierowane w stronę Sary Smith niezbyt przyjemne epitety. I rzeczywiście gdy tylko podszedł bliżej, usłyszał
- ...ła, głupia, wredna, paskudna kobieta. Jak mogła mnie wysłać taki hektar? I po co? Kto to teraz zje? No kto ...
- Ja - kobieta podskoczyła wystraszona
- Ty chcesz mnie zabić. Nick przyznaj się, ale już!
- Tak oczywiście, planowałem to od dawna. Przejrzałaś mnie.
- No wiedziałam! Ale jednak nie zmienia to faktu, że powinieneś przeprosić.
- Za co?
- Ja tu prawie umarłam.
- Prawie robi różnice.
- Przymknij się – szturchnęła go lekko – Nie widzisz, że ja tu prawie umarłam.
- Widzę. Możesz kontynuować.
- Nie ma mowy! – fuknęła – Cały klimat zepsułeś. Co ty tu robisz?
- Przymknij się – szturchnęła go lekko – Nie widzisz, że ja tu prawie umarłam.
- Widzę. Możesz kontynuować.
- Nie ma mowy! – fuknęła – Cały klimat zepsułeś. Co ty tu robisz?
- Siedzę, oddycham..
- Nie o to mi chodziło.
- Nie? A o co? - podniósł torbę i położył sobie na kolanach - Pomyślmy co by to mogło być? - udał zamyślonego, Su szturchnęła go w bok. Uśmiechnął się psotnie. - Masz. Podobno znowu ci się trafił przypadek 24/7
- Niestety tak...Ale cóż nie będę cię tym męczyć. Masz pewnie coś ciekawszego do roboty - torba zmieniła właściciela
- Akurat nie, ale ty i tak nie piśniesz nawet słowa
- Jak ty dobrze mnie znasz. Zmiataj do domu i zabierz to - wręczyła mu torbę z piekarni - Sam deklarowałeś, że się nimi odpowiednio zajmiesz - i przytuliła go do siebie. Za nic w świecie, nawet na najgorszych torturach nie przyznałby się, że lubi być przytulany. Groziło by mu to, że życzliwa opiekunka Susan McCartney zmieni się w Elmirke*. Każde potem rozeszło się w 2 różne strony. Tym razem postanowił iść na piechotę. Kolejnej porcji objazdów by nie zniósł. Szedł spacerowym krokiem do domu, powoli zjadając pączki. Czekało go jeszcze składanie ubrań z szafy rudowłosej psycholog.
...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz