Witam wszystkich ponownie. Mam nadzieję, że jeszcze mam kogo witać :) Kimichi mam do Ciebie ogromną prośbę. Nie zabijaj mnie.
Nie będę więcej nudzić. Zapraszam na rozdział.
(Susan)
Nie będę więcej nudzić. Zapraszam na rozdział.
(Susan)
Zupełnie nie zwracając uwagi na protesty młodej sekretarki weszła do biura rzecznika prasowego sądu. Mężczyzna który aktualnie pełnił tę funkcję w stał ze swojego fotela i pochylił się do przodu opierając dłonie na blacie biurka.
- Liso prosiłem...
- Dzień dobry panu - Su nie dała mu dokończyć reprymendy - przyszłam w sprawie wywiadu - ta informacja wyraźnie ułagodziła mężczyznę
- Dobrze. Udzielę pani wywiadu jak tylko skończę rozmawiać z pani koleżanką po fachu - uśmiechnął się miło - Czy mogłaby pani poczekać na korytarzu?
- Przykro mi ale nie - również uśmiechnęła się miło i wyciągnęła z torebki dyktafon - To zajmie najwyżej chwilkę. Mam tylko kilka malutkich pytań i może zacznę od...? - udała zamyślenie i płynnym ruchem włączyła dyktafon - Mógłby mi pan powiedzieć kiedy do opiekunów ofiary Jamesa. A zostało wysłane zawiadomienie o rozpoczęciu procesu? - wykonał pospiesznie kilka telefonów
- Przedwczoraj - miała ochotę urwać mu głowę
- Jaki jest czas określony przez urząd pocztowy na dostarczenie przesyłki poleconej?
- Dwa dni robocze - zmarszczył brwi. Najwyraźniej nadal nie widział celu w jej pytaniach
- Czy myśli pan, że zawiadomienie dotarło do adresata przed konferencja prasową?
- Nie wydaje mi się - powoli tracił spokój
- Mam jeszcze tylko jedno pytanie. Czy takich informacji udziela pan każdemu?
- Tylko dziennikarzom.
- Naprawdę?! Proszę mi powiedzieć z jakiej stacji telewizyjnej lub radiowej przyszłam i jak się nazywam. - mocno pobladł , a kobieta na stołku przed biurkiem rozchyliła usta w zdziwieniu
- Nie wie pan ponieważ się nie przedstawiłam. Nie posiadam również identyfikatora tak jak pani Rachel - zerknęła na kobietę - wystarczyło zaproponować wywiad i nic innego się nie liczyło dla pana. To tylko dowodzi, że priorytetem jest u pana kariera. Od ludzi takich jak pan wymaga się nie tylko prezencji i godnego reprezentowania urzędu, ale również dbania o komfort psychiczny ofiar i ich rodzin. Z pewnością ofiara Jamesa. A ani jego obecni opiekunowie nie czuli się komfortowo dowiadując się o rozpoczęciu procesu z mediów. W takim wypadku mogę tylko złożyć to nagranie wraz z pisemną skargą prosto na ręce rzecznika praw ofiar - wyłączyła dyktafon - Nie mam zamiaru publikować taśmy w mediach - wypuścił wstrzymywanie powietrze - jednak nie mogę tego samego zagwarantować ze strony obecnej tu pani - wskazała kobietę - A teraz już nie będę zawracać panu głowy proszę kontynuować wywiad. Do widzenia. - odwróciła się i wyszła. Chwilę później dogoniła ją dziennikarka.
- Przepraszam. czy mogę zadać jedno pytanie?
- Proszę bardzo.
- Jaki ma pani związek z ofiarą oskarżonego o gwałt Jamesa. A
- Obecnie jestem prawną opiekunką chłopca. Nazywam się McCartney.
- Jak dowiedziała się pani o procesie?
- Z telewizji i to zupełnie przypadkiem. Podczas przerwy w pracy. Nie wyobraża sobie pani co to był za koszmar. Na niczym innym nie mogłam się później skupić. A kiedy wreszcie wróciłam do domu...Och! Myślałam, że nałykał się leków, ale cieszyłam się, że wymiotuje. Niewiele brakowało, a wezwałabym pogotowie - zaśmiała się nerwowo - Dobrze, że moja przyjaciółka podeszła do sprawy trochę spokojniej. Mięta tu dużo pomogła. Zjadła by pani cały słoik nutelli? - kobieta pokręciła przecząco głową - On zjadł. Została tam może łyżka. Ależ mi wtedy ulżyło, że nie zrobił sobie krzywdy - uśmiechnęła się - Przepraszam. Na mnie już czas. Muszę już iść.
- Tak oczywiście. Dziękuję i do widzenia.
- Do widzenia - Susan odwróciła się do kobiety plecami i ruszyła w odpowiednim kierunku. Doskonale widziała gdzie znajduje się to konkretne biuro. Po drodze jeszcze zatrzymała się przy jednym z okien i na papierze kancelaryjnym który zabrała ze sobą napisała skargę. Potem udała się prosto do jednego z gabinetów.
(Daniel)
Nie potrafił się uspokoić. Czuł nadal, że policzki mu płoną. Czemu musiał się tak rumienić. Uniósł dłoń do twarzy i opuszkami przesunął po policzku. To co się stało...Wydawało mu się snem. Jednak z każdą upływającą chwilą docierało do niego, że to się naprawdę stało. Powoli wstał z kuchennego krzesła i ruszył ku schodom. Chciałby porozmawiać, ale bał się tego co może usłyszeć. Szedł do pokoju Nicka, a każdy kolejny krok wydawał się cięższy i trudniejszy od poprzedniego. Po wydawałoby się stuleciach stanął przed właściwymi drzwiami i nacisnął klamkę. Drewno ustąpiło i znalazł się w środku. Zamknął je za sobą w innym wypadku odwróciłby się i uciekł. Nickolas stał przy oknie przodem do niego z rekami po bokach i niepokojem na twarzy. Daniel już się nie chciał wycofywać. Nabrał powietrza w płuca i wypuścił je powoli.
- Możesz mi powiedzieć co to miało znaczyć?